Dzień triumfu

Projekt koordynowany przez Annę Swiniecką, luty - sierpnień 2011, Muszyna

Nazwa projektu: "Umówiłem się z nią na 9..." - czyli jak to robili nasi dziadkowie.
Koordynator: Anna Swinecka
Osoba wspierająca projekt: Sylwia Gacek
Nazwa biblioteki: Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy Uzdrowiskowej Muszyna
Termin: luty - sierpień 2011
Adres strony internetowej:

"Dzisiaj jest dzień triumfu" - pada, kiedy zasiadamy w czekoladziarni przy rynku w Muszynie z Anią Swinecką i Sylwią Gacek. Nad gigantycznymi pucharami lodów świętujemy dzisiejszą premierę filmu "Umówiłem się z nią na 9-tą". Jeszcze wczoraj koło północy ekipa była w trakcie montażu - Ania, Konrad i Krzysiek po trzech nieprzespanych nocach praktycznie mieszkali w montażowni. Dzisiaj pełna sala w Muzeum Regionalnym w Muszynie obejrzała gotowy film i mamy świadków na to, że śmiała się dokładnie w miejscach, gdzie było to przewidziane. Niektórzy ocierali łzy.

Na premierę "Umówiłem się z nią na 9-tą" przyszli bohaterowie filmu, w tym dziewięćdziesięcio dziewięcio latka (na zdjęciach Konrada wygląda 20 lat młodziej). Dzisiaj wszyscy bohaterowie odmłodnieli - w filmie opowiadają o czasach swojej młodości i o tym, jak się wtedy zakochiwało, chodziło na randki, czekało aż dziewczyna dorośnie, żeby wyjść za mąż.

Pokazowi filmu towarzyszy wystawa zdjęć wykonanych w czasie trwania projektu - portrety rozmówców i martwe natury z przestrzeni ich gospodarstw. Wszystko w ciepłej kolorystyce nawiązującej do sepii na plakatach i zaproszeniach. Agnieszka (mała główka w tłumie publiczności) szacuje: "Widziałyście ile było osób na sali? Były dostawione krzesła, a ludzie jeszcze stali. Razem chyba z siedemdziesiąt osób!"

Julka Biczysko

Zdjęcia: Julka Biczysko


To jest taka wewnętrzna potrzeba. Wczoraj skończyliśmy, a już ssie mnie w środku żeby coś robić dalej.
Rozmowa z Anią Swinecką i Sylwią Gacek.

Julka Biczysko: Jakie są Wasze wrażenia?
Sylwia: Ulga (śmiech). I ekscytacja, że się udało, że był taki niesamowity odbiór tego filmu.

Ania: Ja już tęsknię. Czuję, że mi będzie tego brakowało. Dziwię się, że już koniec, bo to było takie fajne. Nawet to siedzenie po nocach.

Julka: Jak uformowała się Wasza ekipa?
Ania: Z większego składu zostały osoby, którym naprawdę zależało. Nasza ekipa była mała, ale naprawdę cudowna. Teraz myślę, że lepiej jak jest mniej osób, bo mogą się dobrze poznać, rozumieją się nawzajem i uzupełniają.

Sylwia: To mi się podobało, że Ania, znalazła pasjonatów. Krzysiek i Konrad to niesamowite osoby. Jak ich coś interesuje, to angażują się całkowicie. Konrad jest artystą, dba o szczegóły. Widziałyście te zaproszenia, plakaty... większość osób zachowa zaproszenia choćby ze względu na to zdjęcie.

Julka: Piękny, nietypowy temat projektu... skąd pomysł?
Sylwia: Teraz podchodzą do nas ludzie i mówią, że to trzeba było zrobić. Okazuje się, że to było potrzebne.

Ania: Ale jak zaczynałam, to nie miałam pojęcia, że to jest komuś potrzebne. Lubię historię i lubię starszych ludzi, uwielbiam z nimi rozmawiać. I chyba stąd się wziął pomysł. Żeby to uwiecznić, żeby poczuli się ważni, żeby nie siedzieli sami w czterech ścianach. To było dla nich istotne, że przyszliśmy, chcieliśmy ich słuchać...

Julka: Jak powstała koncepcja projektu? Sama nad tym Aniu pracowałaś?
Ania: Pani Sylwia dała mi wolną rękę - to było fajne. Powiedziała "to twój projekt, wymyśl sobie czego Ci trzeba"

Julka: I jak się podzieliłyście zadaniami?
Sylwia: Ja przejęłam na siebie kwestię finansową - rozliczanie, faktury, delegacje. Tak jak powiedziała Ania - to ona miała się nauczyć, a ja tylko przyklaskiwałam.

Ania: Chociaż czasem widziałam, że Pani Sylwia się trochę bała.

Sylwia: Mocno to przeżywałam, bo chciałam żeby wszystko się udało - chciałam pokazać władzom i mieszkańcom, że można coś takiego zrobić przy udziale młodych ludzi.

Julka: Jesteście wyjątkowym zespołem - dowiedziałyście się, że bierzecie udział w projekcie MMKwB na dwa dni przed warsztatami!
Sylwia: Byłyśmy na liście rezerwowej i nagle telefon, że możemy jechać. To była szybka decyzja. Pociąg nocą do Warszawy, taksówka z dworca do hostelu... Ania wtedy niepełnoletnia, trochę się o nią bałam. Cały projekt Młodych Menedżerów Kultury w Bibliotekach to było zrządzenie losu. Bardzo chciałam wziąć w tym udział. Nauczycielka Ani powiedziała, że Ania się w tym sprawdzi. I nie zawiodłam się na niej. Ania zaangażowała się w ten projekt na tysiąc procent.

Ania: Fajnie słyszeć: "i nie zawiodłam się na niej" :)

Julka: Co w samej realizacji projektu było najtrudniejsze?
Ania: Nie było trudno. Było fajnie - nawet to, że mieliśmy w końcu mało czasu. Realizacja, która miała trwać pięć miesięcy, trwała w końcu dwa. Taka wspólna praca uczy, buduje bardziej niż gdybyśmy widywali się przez cały rok na wywiady tak od czasu do czasu.

Julka: Czy teraz zaczynając ten projekt jeszcze raz coś byś mogła zrobić lepiej?
Ania: Umieściłabym w budżecie wydatki, których wcześniej nie przewidziałam - na przykład materiały do przygotowania wystawy od strony technicznej - papiery, spinacze i tak dalej. Jak myśleliśmy o wystawie, nie zastanawialiśmy się w ogóle jak ją potem zawiesimy, zainstalujemy.

Julka: A co podczas robienia filmu dało Ci największą satysfakcję?
Ania: Rozmowy. Może to zabrzmi górnolotnie, ale wychodziłam od tych ludzi z poczuciem spełnienia misji. Często kiedy ich odwiedzałam byli jakby zmęczeni, smutni, a po kilku godzinach rozmowy mieli iskierki w oczach. To były takie momenty które mi dawały pałer. Dzisiejszego finału to pewnie nie będę pamiętać (śmiech) - te cztery nieprzespane noce sprawiły, że wszystko będzie jak za mgłą.

Sylwia: Dzisiaj burmistrz wchodząc na salę powiedział, że będzie tylko pięć minut, bo musi bardzo wcześnie wyjść. A został do samego końca. To jest sukces - urzędnicy widzą, że wśród młodych jest chęć do działania. I myślę, że projekt Ani uświadomił ludziom, jak ważne są wspomnienia.

Agnieszka Pajączkowska: Powiedz coś o tych ludziach. Jak ich znalazłaś?
Ania: Wydawało mi się, że to będzie proste, ale trzeba było dużo szukać. Zaczęłam od wypytywania w kręgu znajomych. Nie jest łatwo znaleźć osoby starsze , 80 +, które się dobrze czują i chcą rozmawiać. To muszą być osoby, którym zależy, które się angażują. A jedna pani nie odbierała telefonu, jedna odmówiła, jeden pan zmarł... I tak z planowanych dziesięciu zostało tych pięć osób które widziałyście w filmie. Myślę, że właśnie znalezienie odpowiednich ludzi do filmu było jedną z trudności.

Julka: Jak Wam się udało zrobić takie wywiady?
Ania: Najpierw jeździłam do każdej osoby sama. Przedstawiałam się, opowiadałam im o sobie. Jak już zaczynali mówić, to oczywiście najpierw o wszystkich chorobach, i chorobach dzieci i dzieci dzieci... ale to jest właśnie fajne, ta normalna rozmowa. W którymś momencie po prostu zaczynała się opowieść. W tym projekcie nie chodziło o to, żeby odpowiedzieć na konkretne pytanie, ale żeby mówić o sobie.

Agnieszka: A czy pomogła Ci wizyta Latającej Animatorki Kultury?
Ania: Tak. Pewniej weszłam w te rozmowy z ludźmi, bo Ania mnie przygotowała. Zajmowaliśmy się raczej lekkim tematem. Z jednej strony to jest dobrze, a z drugiej... nie za bardzo. Bo jeśli chodzi o wojnę, to często ludzie umieją o tym mówić, wielokrotnie już opowiadali i mówią już o tym bez problemu. A sprawy miłosne? Czasem jak zapytam, to słyszę "a co ja będę panience o takich sprawach opowiadał". W takim intymnym temacie jest naturalny opór, bo to nie jest coś, o czym się opowiada wszystkim znajomym i wnuczkom i to po pięć razy. Tu trzeba pokazać siebie.

Julka: A jak udała się ta współpraca z chłopakami? Dlaczego chciało im się zarywać tyle nocy?
Ania: Trzeba ich zapytać. Konrad robił to między innymi dla zdjęć. To jest jego pasja, no zresztą same widziałyście.

Sylwia: Dzisiaj z nim rozmawiałam, żeby kontynuować ten projekt za jakiś czas. A Konrad na to: "to jest oczywiste. Mogę zaczynać jutro. Tylko się wyśpię" (śmiech).

Ania: A dlaczego Krzysiek przesiedział tyle nocy? Bo jest wspaniałym człowiekiem, których teraz mało. Otwarty, bezinteresowny, jestem pod wrażeniem jego charakteru - same widziałyście, jaki jest uśmiechnięty, jak ciągle żartuje nawet w pracy, w środku nocy.

Sylwia: Spotkałam go rano i powiedział że powinien filmować wypadek tira dla TV Muszyna, ale że leci montować, bo ten projekt jest ważniejszy.

Ania: Naprawdę? Niesamowite, bo wczoraj jak siedzieliśmy do czwartej rano mówił - trzeba montować, bo jak mi rano zadzwonią, że jest jakiś wypadek tira, to będę musiał jechać i nie zdążymy z tym.

Julka: Co dalej?
Ania: No dalej... robimy! Będziemy uzupełniać te wywiady nowymi osobami. Myślę, że po obejrzeniu filmu znajdą się nowi chętni. No i Krzysiek ma pomysł na wywiady z policjantami.
Cała nasza trójka się dużo nauczyła przy tym projekcie. Wszyscy siedzieliśmy przy nim tyle... Ten projekt to jest takie nasze dzieciątko. I wygląda na to, że to nie ostatnie.

Julka: Ostatnio spotkałam Cię w Firleju, jak byłaś na wizycie studyjnej u Dawida. Jakie wrażenia po tej wizycie?
Ania: Potrzebowałam tego. Mogłam wyrwać się stąd i przewietrzyć umysł, zobaczyć jak to wszystko dzieje się u nich, jaki odwalają kawał dobrej roboty. Oni są paczką. Inaczej robili swój film niż my, wymieniali się składem jak chodzili do różnych osób na wywiady. Trochę widać już było po Dawidzie, że jest zmęczony i będzie musiał odpocząć...

Agnieszka: ...Ale już po trzech dniach zadzwonił do mnie z pomysłami, co chce robić dalej! (śmiech)

Ania: Tak to jest. Jesteśmy zmęczeni, ale za chwilę zaczynamy znowu. To jest taka wewnętrzna potrzeba - takie uczucie, że ssie w środku :)

Rozmawiały Julka Biczysko i Agnieszka Pajączkowska, Muszyna, 24 czerwca 2011.