Kultura chłopska już dawno umarła

- rozmowa ze Stanisławem Bajem (przygotowała Olga Mickiewicz)

Wiesław Myśliwski mówił o rozróżnieniu na kulturę chłopską i ludową. Na czym polega ta różnica?
Myśliwski stwierdził dawno temu, a ja mogę tylko po nim niezgrabnie powtórzyć, że kultura chłopska już dawno umarła. Była ona czymś niezwykłym, bo potrafiła wypracować wiele własnych form artystycznych i znaczeniowych. Działo się tak dlatego, że była ona pozbawiona kontaktów ze światem zewnętrznym. Sama musiała wszystko nazwać własnym językiem - naturę, kosmos, wyobraźnię, opowiedzieć w zasadzie o wszystkim - o radościach, troskach, miłości, ale też i tragizmie losu ludzkiego. Dlatego właśnie była wielka, wspaniała.

Opracowała ona własny język, przekazywany ustnie. Wszelkie pisemne przekazy na ten temat pojawiły się dopiero w XIX w. Chłop był analfabetą, nie potrafił pisać, dlatego też ta kultura posługiwała się wspaniałym językiem mówionym.

A jeśli chodzi o kulturę ludową - przyjmuje ona wszystko, co przychodzi z zewnątrz, w zasadzie bezkrytycznie. Kultura ludowa nie musi już istnieć na wsi - ona istnieje wszędzie, w miastach małych, wielkich, często w dużych aglomeracjach. Czasami wypracowuje własne formy zachowań, ale generalnie karmi się tym, co przychodzi z zewnątrz. Można powiedzieć, że nie wypracowuje, ale deformuje to, co obce.

Prawdziwej, wiejskiej kultury już nie ma, a współcześni artyści rzadko zajmują się wsią. Pan pochodzi z małej miejscowości - Dołhobrody i w takich właśnie wsiach i miasteczkach pokazuje pan swoje obrazy. Na przykład we Włodawie.
Maluję portrety sąsiadów z mojej wsi i z zaciekawieniem przypatruję się reakcji portretowanych, którzy goszczą na takich wystawach. W przypadku takich wystaw oglądam ich w sytuacji niecodziennej - nie w domu, czy w stodole, gdzie mam swoją pracownię, ale w muzeum, które poniekąd sankcjonuje sytuację "malarz - model", w której oboje się znaleźliśmy. Myślę, że te obrazy im się podobają, albo przynajmniej są na tyle uprzejmi, że nie wypowiadają kąśliwych uwag. Ciekawie jest zobaczyć z jednej strony obraz - a z drugiej prawdziwego człowieka, życie po prostu.

Jaka jest pana pozycja w Dołhobrodach? Cały czas pan mieszka w tej wsi, ale czy cały czas jest pan człowiekiem stamtąd?
Trudno powiedzieć. Jestem trochę w takim zawieszeniu pomiędzy wsią a miastem, pomiędzy dwoma zupełnie różnymi światami. Po śmierci moich rodziców zanikł taki mój główny korzeń na wsi. Ja już jestem jednak zupełnie innym człowiekiem, bo nie uprawiam roli (chociaż wiem trochę o tym, jak to się robi).Nie jestem tam zintegrowany, wykonuję zupełnie inny zawód.

Z jednej strony jest to dziwne, z drugiej - naturalne. W każdej wsi byli kiedyś ludzie inni. To byli muzykanci, malarze, rzeźbiarze. Społeczność wiejska różnie się z nimi obchodziła, ci ludzie rzadko mogli się cieszyć szacunkiem, bo ich zajęcie nie przynosiło konkretnych efektów, przez co byli oni trochę z boku. Gdzieś w tych ramach chyba się mieszczę.

Jestem jednak traktowany z szacunkiem, przyznano mi nawet tytuł honorowego obywatela mojej wsi. W życiu nie przypuszczałem, że coś takiego mi się zdarzy. Jest to dla mnie wielki zaszczyt, że sąsiedzi, którzy znają mnie na wylot, są w stanie docenić moje zmagania z czymś, co dla nich jest zupełnie inne.

Czy na warszawskiej ASP dużo jest studentów podobnych do pana - pochodzących ze wsi?
Niestety, nie. Nawet ostatnio rozmawialiśmy z kolegami profesorami, że coś z tym trzeba zrobić. Powinien istnieć jakiś system pomocy - Warszawa to wielkie miasto i utrzymanie w nim jest bardzo drogie. Studia, nawet bezpłatne - również pochłaniają dużo pieniędzy. Dla osób ze wsi, którym w domu często się nie przelewa, bywa to bariera nie do przeskoczenia.

Chociaż bywa i tak, że jeżeli komuś bardzo zależy, ma bardzo dużą motywację - to potrafi przezwyciężyć takie trudności. Studenci ze wsi na ASP są nieliczni - ale są.

Ale nie chcą potem zajmować się wsią. Dlaczego tak niewielu współczesnych artystów tworzy prace, których tematem jest właśnie wieś? Bo ja wiem. Jest bardzo dużo takiej popularnej sztuki ludowej, w znaczeniu, o którym mówiłem na początku. Z drugiej strony - wielu artystów zajmuje się sztuką, nazwijmy ją "ekologiczną", związaną z naturą, kondycją natury. Ludzie lubią przebywać na wsi, bo mają tam do czynienia z bardzo pierwotną sytuacją przebywania człowieka w naturze w ogóle.

Wszystko zależy od indywidualnej sytuacji artysty. Jedni lubią być podziwiani na scenie, opisywani przez krytyków. Inni wolą w pojedynkę spełniać taki dosyć tradycyjny, pustelniczy sposób istnienia w sztuce.

A jeszcze inni po prostu mają kompleksy.

Wywiad przygotowała Olga Mickiewicz