Każda już chyba instytucja kulturalna, sporo klubów, kawiarni, sklepów ma swój profil na facebooku. Czy to rzeczywiście zawsze jest potrzebne?
Faktycznie, kiedyś wszyscy się tego bali, a teraz nagle oczekują chyba, że facebook załatwi wszystkie ich problemy. Dla mnie jest to po prostu jeden ze sposobów, których można użyć. Podstawowym pytaniem jest zawsze - dla kogo jest ten projekt? I do kogo chcemy dotrzeć z promocją, bo to dwie różne rzeczy.
Jeżeli projekt skierowany jest do państwa po sześćdziesiątce, to facebook tu oczywiście dużo nie zdziała, chociaż to też już się powoli zmienia. Natomiast jeżeli mamy w planach jakieś kolejne działanie, to nasza promocja skierowana jest nie tylko do potencjalnych uczestników, ale też do potencjalnych grantodawców. I dlatego pokazać musimy się nie tylko tym starszym ludziom, do których kierujemy swoje działanie, ale też tym, którzy mogą nam coś dać w przyszłości.
Zakładanie profilu na facebooku, jeżeli mamy zamiar go traktować tylko jako słup na ogłoszenia, nie ma sensu. O profil trzeba dbać, uaktualniać go regularnie, dbać o interakcję z naszymi odbiorcami.
Ale też gwarantuje on nam, że dotrzemy w krótkim czasie do dużej liczby osób z informacją. Jeżeli tworzymy blog albo stronę, jest ryzyko, że odwiedzi go dosłownie garstka osób.
Tak, na facebooku łatwo jest dystrybuować treści. Z blogami za to sprawa jest ryzykowna. Bloga nie ma sensu prowadzić, jeżeli sprawa jest jednorazowa albo projekt trwa bardzo krótko. Sprawdzi się za to przy cyklicznych wydarzeniach albo kiedy chcemy utrzymać ludzi w kontakcie z projektem. Tylko że to wymaga trochę pracy. Taki blog musi być łatwy do znalezienia, trzeba więc pomyśleć o linkach, które będą odsyłały do naszej strony, o odpowiednich tytułach, tagach.
|
fot. Tomasz Adamowicz |
Sama nazwa strony musi być łatwa do zapamiętania - obowiązuje zasada, że jeżeli nie da się jej komuś przekazać przez telefon, to się nie nadaje. Poza tym pamiętajmy, że jeżeli wpisujemy jakieś hasło w google i nasza strona nie pokaże się w pierwszej dziesiątce - to mało kto do niej dotrze. No i na blogu regularnie muszą pojawiać się wpisy - niekoniecznie muszą dotyczyć samego projektu. Można pisać o podobnych inicjatywach, o rzeczach powiązanych jakoś z naszym działaniem.
Jest też coś takiego jak Twitter - rzecz, której chyba niewiele osób w Polsce używa. Do czego ona może się nam przydać?
Twitter to najpopularniejsza platforma mikroblogowa. Jeden wpis ma tam długość maksymalnie stu czterdziestu znaków. Bardzo krótka forma.
Jak sms?
Tak, to było początkowo pomyślane właśnie jako odpowiednik smsa. Wrzucamy na Twitterze posty, które ludzie mogą prenumerować. Polecam to organizacjom, osobom, które mają jakichś zagranicznych interesariuszy oraz projektom związanym z filmem. Twitterem posługuje się sporo osób związanych z filmem niezależnym, a oprócz tego... Barack Obama.
Ze względu na krótką formę, duża część aktywności na Twitterze to wymiana linków. Ja sama jestem zapisana do kilku osób - specjalistów w danej dziedzinie, bo wiem, że strony które polecają są zazwyczaj interesujące.
Twitter jest łatwy i przyjemny w obsłudze, chociaż nie każdemu się przyda. Warto, żeby korzystali z niego ci, którzy chcą zrealizować jakieś cele za granicą. Albo będą chcieli za jakiś czas.
Jak korzystać z tych wszystkich narzędzi, żeby nie przegiąć? Moi znajomi robią wydarzenie na facebooku ze wszystkiego - z każdej imprezy, z wyjścia do kina, albo z faktu, że ktoś ma do oddania kota. Przestałam już reagować na takie zaproszenia.
Cały internet zapchany jest różnymi treściami, dlatego musimy uważnie wybierać to, co chcemy przekazać innym. Warto wtedy zasygnalizować znajomym, że jest to dla nas ważne, że chcemy, żeby nam pomogli - mogą przecież wkleić link, polubić nasz wpis. Facebook nie traktuje wszystkich naszych znajomych tak samo - na górze pojawiają się ci, których wpisy są najbardziej popularne. Warto więc, żeby z naszymi wpisami cały czas coś się działo, wtedy jest szansa, że dłużej "pożyją".
Wydarzenia dobrze jest tworzyć tam, gdzie mamy do podania konkretną datę, miejsce i godzinę. Nie ma co jednak wierzyć, że załatwi nam to całą frekwencję. Oprócz tego przypominajmy o swoim istnieniu co jakiś czas, ale też nie przesadnie - sześć, siedem postów tygodniowo to optymalna liczba.
I przypominam o podstawowym pytaniu - do kogo chcemy dotrzeć z informacją? Może czasem lepiej po prostu powiesić plakaty w sklepie, niż silić się na jakieś wyrafinowane metody internetowej promocji.
przygotowała Olga Mickiewicz
|