Korsze Calling

Projekt koordynowany przez Kamila Kozłowskiego, lipiec 2011, Korsze

Nazwa projektu: Ambitny Tor
Koordynator: Kamil Kozłowski
Osoba wspierająca projekt: Jadwiga Hajduk
Nazwa biblioteki: Miejsko - Gminna Biblioteka Publiczna Miasta w Korszach
Termin: lipiec 2011
Adres strony internetowej:

posłuchaj relacji audio

- Zapraszamy na pokaz, zaczynamy dzisiaj o 21 - mówiły dziewczyny, rozdając ulotki i przybijając pieczątki na rękach mieszkańców Korszy. - Świetny pomysł, na pewno przyjdę! - mówili zatrzymywani ludzie i rzeczywiście - film Berlin Calling, o dj'u walczącym z własnym nałogiem, wyświetlony został przy pełnej widowni.

Dziewczyny to koleżanki Kamila Kozłowskiego - młodego menedżera kultury, który razem ze swoją mamą, Elżbietą Kozłowską i dyrektorką biblioteki w Korszach, Jadwigą Hajduk organizuje cotygodniowego pokazy filmowe pod gołym niebem. Za ekran służy ściana miejscowego amfiteatru, dla widowni były przygotowane krzesła, chociaż przyszło tak dużo ludzi, że część widzów musiała zajmować ławki i murki w głębi skweru.

Kamilowi pomagała w przygotowaniach grupa jego znajomych. Roznosili ulotki, namawiali ludzi do przyjścia na pokaz, przewozili sprzęt. - Całe szczęście - mówił Kamil. - Z ręką na temblaku nie wszystko mógłbym zrobić sam.

Z kolei dziewczyny zwracały uwagę na to, że w Korszach nie ma prawie żadnych propozycji spędzania wolnego czasu dla młodych ludzi, więc chętnie zaangażują się w każde działanie. - Korsze się wyludniają, kto może, ucieka stąd. - mówiły. - Ludzie wyjeżdżają do szkoły, na studia, w poszukiwaniu pracy i już tu nie wracają. Kilka lat temu, kiedy Korsze dostały prawa miejskie, miejscowość miała kilkuset mieszkańców więcej, niż teraz.

Bibliotekarki mają nadzieję, że projekt Kamila uda się kontynuować. - Chciałybyśmy stworzyć dyskusyjny klub filmowy z prawdziwego zdarzenia - przyznała Jadwiga Hajduk. - Na razie dyskusje nie bardzo nam wychodzą. Pokaz na świeżym powietrzu musi zacząć się po zmroku. Kiedy kończymy, robi się późno, każdy chce już iść do domu. Dlatego zapraszamy gości, którzy przed każdym pokazem wygłaszają krótką prelekcję.

Na ostatnim pokazie gościem był na przykład Jacek Jagłowski z Ełckiego Stowarzyszenia Aktywnych "Stopa". Mówił o tym, jak działa jego organizacja, ale namawiał też do współpracy i aktywności.

Olga Mickiewicz

Zdjęcia: Tomasz Adamowicz


Trzeba iść z postępem, a nie tylko siedzieć i książki wypożyczać - z Jadwigą Hajduk, Elżbietą Kozłowską i Kamilem Kozłowskim rozmawia Olga Mickiewicz.

Olga Mickiewicz: Jesteście specyficznym przypadkiem, bo nad projektem pracujecie we trójkę. Jak wam się układa ta współpraca?
EK: Dobrze. Czasem się pokłócimy...

KK: Najczęściej w domu!

JH: Czasami mamy odrębne zdania, ale dochodzimy do porozumienia. W przygotowaniach bardzo nam pomaga młodzież, znajomi Kamila.

KK: Chociaż zdarzały się już różne sytuacje. Np. dystrybutor nie zdążył nam przysłać jednego filmu na czas.

Olga: I co zrobiliście?
KK: Kurier miał nam przywieźć film na dziewiątą, ale się spóźnił i był dopiero o siedemnastej. To był pokaz dla gimnazjalistów, musiał się odbyć rano. Musieliśmy coś zrobić. Jeden z moich znajomych wpadł na pomysł, żeby zastąpić go krótkim filmikiem, który nakręciliśmy na warsztatach dwa lata temu. Do tego wymyśliłem, żeby porozmawiać o tym, jak spędzić czas latem, że można uczestniczyć w tego typu projektach, warsztatach. Jakoś się wybroniliśmy.

Olga: To była najtrudniejsza sytuacja podczas tego projektu?
EK: Chyba najtrudniejsza, ale udało nam się z niej wybrnąć. Uczniowie się śmiali, brali udział w dyskusji. Nauczyciele byli zachwyceni, chcieli przegrać sobie ten film i wyświetlać go w szkole. Do tej pory nie był on pokazywany szerszej publiczności.

Olga: A może wydarzyło się też już coś szczególnie miłego?
KK: O tak, poczułem dziś satysfakcję, kiedy leżałem w domu, przy uchylonym oknie i usłyszałem: "ty, pamiętaj, idziemy dzisiaj na ten film! Jaki film? Ten co puszczają!". Od razu miałem na twarzy uśmiech od ucha do ucha.

Olga: Zainteresowanie jest duże?
KK: Duże. W przypadku takich projektów ludzie zazwyczaj spodziewają się, że przyjdzie góra dwadzieścia osób. U nas za każdym razem brakuje miejsc do siedzenia. Ludzie siadają gdzieś z tyłu, na ławkach, tylko że wtedy to nie jest dyskusyjny klub filmowy, a co najwyżej - klub filmowy. Trudno gadać na świeżym powietrzu w tak dużej grupie. Zwłaszcza, że pokazy kończą się o 23.

EK: Tak naprawdę to jest dopiero przygotowanie do tego, co ruszy później w bibliotece. Chcemy założyć dkf, którego członkowie będą regularnie spotykać się i rozmawiać o tym, co oglądają.

Olga: Panie robią bardzo dużo dodatkowych rzeczy w bibliotece.
JH: Dzisiaj to już konieczność. Trzeba iść z postępem, a nie tylko siedzieć i książki wypożyczać. Zresztą to jest dobrze przyjmowane, kiedy biblioteka wychodzi do ludzi.

EK: Mamy operatywną szefową. Nie da nam spokojnie posiedzieć, poleniuchować!

Olga: Kamil - to chyba twoja zasługa, że w projekcie pomaga tyle młodych osób?
KK: Tak, to moi znajomi, którzy zawsze chętnie podadzą rękę, zwłaszcza że chwilowo swoją mam niesprawną! Oni przyciągają własnych znajomych i tak to się kręci. Jest nas coraz więcej, to bardzo mnie cieszy.

Olga: A dlaczego właściwie to robicie? Dla was taki projekt oznacza przecież zawsze dodatkową pracę.
JH: Coraz mniej jest ludzi, którzy robią coś bezinteresownie dla innych. Chcemy zaszczepić takiego bakcyla, zwłaszcza młodym, tak żeby owocowało to w przyszłości.

KK: Ja z kolei mam ogromną satysfakcję, kiedy siedzę już o tej dwudziestej pierwszej i widzę, ile ludzi przyszło na pokaz.