Ulica Kaliska - zakaz zawracania

Projekt koordynowany przez Pawła Jędrzejczaka, czerwiec 2011, Krupski Młyn

Nazwa projektu:Akcja Miasto
Koordynator: Paweł Jędrzejczak
Osoba wspierająca projekt: Anna Sobczak
Nazwa biblioteki: Krotoszyńska Biblioteka Publiczna im. Arkadego Fidlera
Termin: czerwiec 2011

Krotoszyn w strugach deszczu nie wyglądał jakby czekał na wielką fiestę... Dopiero gdy trafiliśmy na Kaliską zobaczyliśmy, że mimo niesprzyjającej aury, praca wre tam na całego. Paweł przywitał nas z drabiny trzymając w zębach kawałek sznurka. Wieszał właśnie na ścianie jednej z kamienic stare zdjęcia Krotoszyna. Po chwili dołączyła do nas Ania Sobczak. Razem z Pawłem są głównymi organizatorami i koordynatorami projektu "Akcja Miasto" czyli święta ulicy Kaliskiej w Krotoszynie. Projekt ten jednak ma znacznie więcej ojców i matek...

Nie tracąc czasu dołączyliśmy do przygotowań, bo godzina 15:00 zbliżała się nieubłaganie. Zaraził nas zapewne ten sam duch działania, który kazał kilkudziesięciu osobom i organizacjom dołączyć do projektu Ani i Pawła. Zakładali oni wprawdzie, że do Święta Kaliskiej włączać się będą różne zewnętrzne organizacje, ale ostateczny efekt przerósł chyba nawet ich oczekiwania. W programie, który wręczyła mi grupka wolontariuszy, widniało 12 różnych występów scenicznych, m.in. pokaz tańca współczesnego i ludowego, koncert młodzieżowej grupy Cover i seniorek z kluby Pogodni, spektakl teatralny gimnazjalistów oraz uliczna fiesta. Oprócz tego masa atrakcji, jak choćby kinematograf, gdzie wyświetlano kroniki filmowe o Krotoszynie, spacer po okolicy z przewodnikiem, poczęstunek przygotowany przez lokalną piekarnię oraz wystawy fotograficzne.

Te ostatnie cieszyły się zresztą szczególnie dużym zainteresowaniem. Jeszcze nim oficjalnie rozpoczęto "Akcję Miasto" wzdłuż sznurków, na których wisiały zdjęcia, zebrało się wielu zwiedzających. Oglądali reprodukcje dawnych, przedwojennych widoków z Krotoszyna oraz tych samych miejsc sfotografowanych współcześnie przez gimnazjalistów. Do każdej takiej pary dołączona była kartka, na której można było napisać coś od siebie. Na jednej z nich nawiązał się nawet krótki dialog:

- Dlaczego tak przebudowano dworzec?
- Kiedyś było ładniej!
- Zgadzam się!
-Ja też. Pozdr: Burmistrz.

I choć pogoda kilka razy spłatała figla i zlała świętujących strugami deszczu, to nie dali się oni przepędzić z Kaliskiej. Wszystkich, a w szczególności mieszkańców ulicy, rozpierała duma, że to u nich odbywa się takie święto.
- Chodź pan, zrób nam pan zdjęcie! - zawołał mnie mężczyzna wyglądający przez okno na parterze, przy którym zebrała się grupka jego sąsiadów. - No i co? Ładną mamy ulicę, nie?

Po występie zespołu Cover, który rozgrzał publiczność podwójnym bisem, przyszła pora na finałową uliczną fiestę. Bruk na Kaliskiej zapłonął pod nogami tańczących.

I choć następnego dnia po Kaliskiej znów jeździły samochody, to ani ulica, ani jej mieszkańcy, nie byli już tacy sami.

Tomek Kaczor

Zdjęcia: Tomek Kaczor


Nie Festyn tylko Święto!

Tomek Kaczor: Paweł, ale przecież Ty nie mieszkasz w Krotoszynie. Dlaczego postanowiłeś zorganizować swój projekt właśnie tu?
Paweł:Moja rodzina stąd pochodzi. Mój pradziadek sprowadził się tu w 1919 roku i prowadził drogerię na ul. Zdunowskiej. Interesuje mnie jego osoba, myślę że był fajnym ziomkiem. Zadecydowały więc względy sentymentalne. Dwa lata temu organizowałem tu już zresztą wystawę na jego temat. Wtedy też poznałem panią Ewę, dyrektorkę biblioteki.

Tomek: I jak się czujesz z tym, że robisz coś w mieście swojego pradziadka?
Paweł:Ja bardzo lubię Krotoszyn i uważam, że w takich miejscowościach jest dużo więcej fajnych rzeczy do zrobienia niż w dużych miastach, takich jak choćby Poznań, w którym mieszkam. Tam jest wszystko, każdy znajdzie coś, co go zainteresuje, przez co też trudniej się przebić ze swoją propozycją przez różne biurokratyczne barykady. A tu mogę sobie prosto z ulicy wejść do naczelnika kultury, pogadać, zaproponować. Jakoś tak bardziej ludzko...

Ania:Mamy przyjaznych urzędników!

Tomek: Więc jak się dowiedziałeś o projekcie MMK, to...
Paweł: … chwyciłem za telefon i zadzwoniłem do biblioteki w Krotoszynie!

Tomek: I co? Potem była burza mózgów?
Paweł: Ja chyba od razu rzuciłem pomysł, żeby coś zrobić na ulicy. Chodził mi już po głowie od dawna, tylko początkowo był trochę skromniejszy... Z biegiem czasu zaczął się rozrastać, bo zgłaszały się do nas coraz to nowe osoby czy instytucje, które chciały dołączyć do wydarzenia.

Tomek: A dlaczego Ci tak zależało, żeby to było na ulicy?
Paweł: Zawsze bardzo mi się podobały różne uliczne imprezy. Bałem się tylko czy Krotoszyn jest gotowy na coś takiego. To była tu pierwsza tego typu impreza...

Tomek: To jaki był sam pierwotny pomysł, nim efektem śniegowej kuli rozrósł się do tego, co ostatecznie miało miejsce?
Ania: Wszystko wychodziło w trakcie. My wiedzieliśmy tylko, że chcemy jakoś zaanimować ulicę Kaliską, która jest w centrum miasta, ale jest bardzo zaniedbana, nic się na niej nie dzieje, bo na co dzień zapchana jest samochodami dojeżdżającymi do rynku.

Tomek: I wyróżnia się tym spośród innych ulic prowadzących do rynku?
Ania: Oj tak... Im więcej czasu na niej spędzałam w trakcie przygotować, tym bardziej byłam przekonana, że Kaliska potrzebuje takiej rewitalizacji. Gdybyśmy to zrobili na jakiejś ładnej, turystycznej ulicy, to by się mijało z celem, nie mówiąc już o tym, że na pewno nie przyszliby na to wydarzenie mieszkańcy Kaliskiej, który są dosyć... specyficzni. A tak byli wśród nas i byli dumni, że takie święto dzieje się na ich ulicy.

Paweł: Chodziło o to, by pokazać, że można zrobić coś z niczego. Dlatego nie chciałem się zgodzić na zrobienie tego święta na ulicy, która obecnie jest deptakiem. Zamykanie zamkniętej ulicy jest bez sensu...

Tomek: Słyszałem, że osobiście roznosiłeś zaproszenia na Święto Ulicy mieszkańcom Kaliskiej. Jak oni reagowali? Rozmawialiście przy okazji?
Paweł: Tak, w zasadzie wszyscy byli pozytywnie nastawieni, podpytywali o szczegóły. Tylko jedna osoba nie chciała ze mną rozmawiać, ale w skali całej ulicy to bardzo dobry wynik.

Agnieszka: Opowiedzcie o swojej współpracy, jak podzieliliście się obowiązkami, biorąc pod uwagę, że Pawła na co dzień nie ma w Krotoszynie?
Paweł: Przygotowaliśmy sobie listę różnych instytucji, które chcieliśmy wkręcić w naszą akcję i podzieliliśmy się nimi tak, by każdy obdzwonił mniej więcej po równo. Potem, bliżej finału projektu, włączyła się w to jeszcze pani dyrektor biblioteki.

Ania: Paweł zresztą raz na jakiś czas przyjeżdżał do Krotoszyna. A poza tym, jak czasem trzeba było podjąć na szybko jakąś decyzję i nie dało się skonsultować, to po prostu sama ją podejmowałam. Ale nigdy nie było z tego powodu żadnych nieporozumień czy nieprzyjemności.

Paweł: Na miejscu było też grono wolontariuszy, którzy również angażowali się w projekt. Na przykład Tomek, który zaprojektował plakat i ulotki.

Agnieszka: A czy coś was zaskoczyło w trakcie tego dzisiejszego dnia?
Paweł: Zaskoczyła nas pogoda, która na początku zmieniała się jak w kalejdoskopie. Ale dzięki temu przeżyliśmy kolejne, bardzo miłe zaskoczenie, bo jak na scenie zaczęły się dziać różne rzeczy i zaczął lać deszcz, to ludzie nie pouciekali do domów, tylko chowali się gdzieś pod daszkiem albo w bramie, ale tak, żeby cały czas widzieć scenę.

Ania: A padało przecież ze dwa razy! A potem między 17:00 a 18:00 to zrobił się taki tłum, że nie można było przejść! A przy tych starych zdjęciach to już w ogóle...

Agnieszka: Właśnie, opowiedzcie o projekcie fotograficznym?
Paweł: To był projekt przy którym współpracowało Muzeum, lokalny klub fotograficzny Blenda i Gimnazjum. Muzeum udostępniło nam stare fotografie Krotoszyna, fotografowie przeprowadzili gimnazjalistom warsztaty z fotografii architektury, a potem oni musieli odszukać miejsca z tych starych zdjęć i sfotografować je na nowo, możliwie nie zmieniając kadru. W efekcie wyszło 46 par stare-nowe i do każdego takiego kompletu dołączona była kartka, na której można było coś napisać. Ludzie pisali fajne rzeczy, np.: "To w Krotoszynie w Gimnazjum poznałam miłość swojego życia".

Ania: Gimnazjaliści realizowali też drugi projekt fotograficzny - "Wspomnienia". Każdy miał wyszukać w swojej rodzinie dziadka, babcię czy innego seniora, który opowiedziałby jakąś historię związaną z Krotoszynem, a potem zrobić mu portret. Potem te portrety powiesiliśmy na ścianie jednej z kamienic przy ul. Kaliskiej, a z głośników puściliśmy wspomnienia zmontowane z podkładem muzycznym.

Tomek: I współpraca Biblioteki z Domem Kultury u was wreszcie wygląda tak jak powinna...
Paweł: Owszem, dyrektor KOK-u (Krotoszyński Ośrodek Kultury) bardzo fajnie poprowadził całą imprezę, wystąpiły też trzy zespoły muzyczne z Domu Kultury, zapewnił nam nagłośnienie.

Agnieszka: Cofnijcie się myślami do początków projektu i powiedzcie co z tej perspektywy sprawia wam największą radość, satysfakcję?
Ania: Dla mnie najbardziej budująca była ilość osób, które zaangażowały się w projekt. Tak z własnej woli. Im bliżej było do ostatecznego finału, tym bardziej było widać, że im się chce. Nie mogli się doczekać tego 19. czerwca.

Paweł: Liczyłem się z tym, że podczas Fiesty trzy czwarte osób zamiast tańczyć będzie wolało siedzieć i patrzeć. Ale jak tylko się zagrała muzyka i zostałem wyciągnięty jako pierwszy na środek, to zaraz pociągnąłem za sobą panią dyrektor, a potem już z każdym utworem pojawiało się coraz więcej ludzi. Ostatecznie naprawdę sporo osób tańczyło.

Tomek: Tak, myślę, że impreza mogłaby jeszcze długo potrwać...
Ania: Pewnie tak, ale wydaje mi się, że w dobrym momencie ją zakończyliśmy, bo nie pozwoliliśmy imprezie rozejść się samoistnie. Na pewno nie można narzekać na brak atrakcji, a też pozostał taki lekki niedosyt, który będzie motywował mieszkańców do kolejnych podobnych akcji.

Agnieszka: Właśnie, a propos przyszłości: czy myślicie, że będziecie jeszcze chcieli wspólnie działać, składać kolejne projekty?
Paweł: Nie wiem czy Ania zniesie dłużej moją współpracę, te nadgodziny i w ogóle... (śmiech). Ale ja się już na scenie odgroziłem, że widzimy się znowu za rok.

Tomek: Dużo osób mówiło, że trzeba organizować takie eventy i że za każdym razem na innych ulicach.
Ania: Z mojego punktu widzenia jak najbardziej. Jedynym problemem są finanse, bo bez pieniędzy po prostu nie da się tego zrobić.

Paweł: Na pewno nie, ale trzeba też podkreślić, że bardzo dużo rzeczy udało się "załatwić". Wszyscy byli zaskoczeni, że przy tej skali imprezy mieliśmy taki mały budżet. Ale też przez to, że dużo osób było zaangażowanych, to o wiele rzeczy było łatwiej: jak jeden czegoś nie miał, to znał drugiego, który miał itd. itp.

Ania: My w bibliotece tak działamy na co dzień. Jesteśmy przyzwyczajone do tego, że nie ma pieniędzy.

Paweł: Ja nawet uważam, że dzięki temu, że mieliśmy mało pieniędzy, to święto było bardziej swojskie. Nie kupowaliśmy gotowych ozdób, żeby przystroić ulicę, tylko sami je robiliśmy z krepiny. Gdybyśmy dostali dotację z gminy, to by się z tego zrobiły drugie Dni Krotoszyna, a nie o to nam chodziło.

Ania: Ludzie się skrzyknęli i wiele rzeczy zrobili oddolnie, własnym sumptem. To nie był festyn tylko święto!