Wyrwani z letargu

projekt koordynowany przez Katarzynę Lisińską (MMK), 28 maja 2010, Płońsk

WYRWAĆ Z LETARGU – JAK TO ZROBIĆ?

Kasia Lisińska właśnie skończyła swój projekt – cykl warsztatów i akcję rozwieszania cytatów dotyczących buntu w przestrzeni miejskiej Płońska. Co o tym wszystkim myśli, czy udało się to, co zakładała i o co chodzi z tym całym buntem, opowiada w rozmowie z nami.

Czym jest dla Ciebie bunt? Buntowałaś się?

Pewnie, buntowałam się. Bunt jest dla mnie wyrazem sprzeciwu wobec tego, co zastane oraz wobec marazmu, narzekania, że nic się nie da zrobić, nie ma pieniędzy i nie ma możliwości działania. Tak postrzegam bunt. Chciałabym go nieco odczarować. Bunt to nie tylko anarchia, coś, co dla wielu ludzi brzmi negatywnie. To po prostu raczej sprzeciw, chęć zrobienia czegoś, ale innego.

I jak? Udało się?

Tak, myślę, że się udało. Przeformułowałam sobie sukces. Wcześniej myślałam, że bardzo fajnie będzie, jeżeli przyjdzie dużo ludzi. Liczyłam na większe zaangażowanie w akcji happeningowej. Potem pomyślałam, że moim celem jest, aby ludzi zobaczyli tą poezję. Dostawałam sygnały, że bardzo się to podobało ludziom. Ludzie bardzo pozytywnie przyjmowali te plakaty, w bardzo różnych instytucjach. Zaskoczyło mnie to. To właśnie tu spodziewałam się tej bariery. To było jednak bardzo otwarte i przyjazne środowisko. Odwiedziliśmy zarówno kluby, puby, urzędy, galerie, kino, jak i MCK, szpital, pocztę, dworzec autobusowy. W tych miejscach przebywa dużo ludzi, była szansa na to, że zobaczą poezję. Chcieliśmy, żeby mieli szansę się z nią zetknąć. Chwilę pomyśleć i pójść dalej. Zobaczyć inną, niż tą codzienną, przestrzeń.

Akcja happeningowa była Twoja autorską akcją czy przygotowaną już z młodzieżą?

To była akcja mojego pomysłu, ale zrealizowana wspólnie. Wspólnie wybieraliśmy cytaty, co bardzo mi się podobało. Kłóciliśmy się czy Turbo jest ważniejszy niż Tacyt. No i wygrało Turbo. Powstała bardzo fajna energia przy wspólnej pracy i  wiele pomysłów. Następnie rozdzieliliśmy się, aby wybrać konkretne miejsca. Czy basen, czy hala sportowa. Czy szkoły, czy puby. Chcieliśmy, żeby te cytaty były bardzo rozsiane po Płońsku, żeby wszyscy mieli możliwość dotarcia do nich. Były w obu kościołach, hospicjum. Liczyliśmy jednak na większe zaangażowanie – myśleliśmy, że ludzie będą chcieli odkryć kolejne cytaty i pójdą ich tropem. I w ten sposób wziąć również udział w konkursie. Były o nim trzy wzmianki w prasie, ogłoszenia w szkołach. Nie wiem co zawiodło – czy trzeba było znaleźć za dużo cytatów, czy zasady były za skomplikowane. Na pewno ludzi się nie przyzwyczaili do takich działań. Czytają, „acha, jakiś konkurs”, ale nie włączają się w takie rzeczy.
Tak naprawdę konkurs nie był taki ważny. Najważniejsze, że ludzi przeczytali te cytaty.
Nasza akcja też nie trafiła na dobry czas. Warsztaty fotografii otworkowej odbyły się 10 kwietnia. Ludzie żyli nieco innymi sprawami. Akcja trwała do 18 kwietnia, ludzi nie byli w dobrych nastrojach, żeby w to wejść.

Mimo wszystko wiele oczekiwałaś od ludzi. Znalezienie 25 tablic, opisanie ich…

Tak, to prawda. Liczyłam jednak na młodych. Chciałam, żeby wykazali się zaangażowaniem, ale chyba rzeczywiście czas nie sprzyjał takiej zabawie. Informacje o warsztatach zadziałały, były zgłoszenia. Cieszę się chociaż z tego. Może za rok uda się coś więcej.

Kim są ci młodzi ludzie, którzy wzięli udział w Twoich warsztatach? Skąd się wzięli?

Przede wszystkim to jest już nasz projekt, a nie mój.
A uczestnicy to uczniowie dwóch liceów. Część z nich jest moimi bliskimi znajomymi, część to rodzina. Wszystkie osoby pochodzą z Płońska. Wiele z nich znam dosyć długo. Połowę poznałam podczas naszych działań. Zaskoczyło mi to, że się w to włączyli i zaczęli szukać kolejnych chętnych do warsztatów. Dzięki temu sami poznali specyfikę tego miasta. Wcześniej nie organizowałam w Płońsku akcji kulturalnych, ale takie związane raczej z wolontariatem, aby pomóc innym. Te akcje są znane ludziom, nie wiążą się z żadnymi obawami. Kiedy zaczęłam ten, artystyczny projekt, pomyślałam, że może być on dla ludzi pewną okazją, aby się przełamać. Uczestnicy warsztatów sami zaczęli podsuwać mi pomysły i właśnie rekrutować dalszych członków, zapraszać swoich znajomych. Byli jednak rozczarowani, że mimo zaproszenia tylu osób, odzew jest bardzo mały. Na niektóre warsztaty nie przychodził prawie nikt – mimo wolnego czasu. Myśleli sobie: „Przyjść? A co tam będziemy robić?”. Mimo rekomendacji od znajomych, a nie ludzi z ulicy. Dużo ludzi narzeka na brak jakichkolwiek działań, ale sami nie wzięli udziału w akcji. Wtedy zaangażowanie uczestników warsztatów wzrosło. Mówili: „to niedobrze! Takie fajne zajęcia! Warsztaty i prowadzący!”. Nie było żadnych sztywnych form, wygłupialiśmy się. Może właśnie dlatego odzew się zwiększał. Na ostatnich warsztatach było już sporo osób. To też nas zaskoczyło. W Domu Kultury działa amatorski teatr, ale bierze w nim udział 5 osób. A na nasze warsztaty teatralne przyszło 17 osób. Ludzie z teatru amatorskiego byli w szoku, że na warsztaty teatralno-dramowe przyszło tyle osób. Wtedy część w ogóle po raz pierwszy dowiedziała się, że takie zajęcia jak teatr odbywają się stale w Domu Kultury.
Kolejnym miłym zaskoczeniem był poczęstunek. Chcieliśmy zdobyć pizzę na przerwę podczas warsztatów. Na początku policzyliśmy, że na trzy warsztaty potrzebujemy około 25 pizz. Zadzwoniliśmy, zapytaliśmy się jak to wygląda. Powiedziano nam, że pizzeria jest jak najbardziej chętna, tak od razu. Stwierdzili, że chcą wspierać takie akcje. Powiedzieliśmy im, że postaramy się im podziękować im w prasie. W odpowiedzi usłyszeliśmy, że nie, oni chcą tak po prostu, z samych siebie pomóc.

Planujesz kontynuować tą akcję?

Tak. Parę osób się już spotyka i stwierdzili, że chcą kręcić film. Zaczęli nawet robić zwiastun. Teraz potrzebują warsztatów filmowych, narzędzi, jak robić film. Mogę im pomóc, ale chciałabym, żeby oni sami próbowali i zobaczyli, jak to jest. Nie chciałabym, żeby te działania były uzależnione od tego czy jestem w Płońsku, czy nie. Żeby to działało dalej, oni muszą się zaangażować. Już sami coś kombinują.

Udało Ci się w takim razie cos zaszczepić  - wyrwać z letargu!

Tak! Mają już mnóstwo innych pomysłów! Przy okazji innej akcji – festiwalu reklamy społecznej, z której ostatecznie zrezygnowaliśmy, mieli wiele pomysłów jak zebrać potrzebne fundusze – seria przebieranych dyskotek w szkole przed wakacjami. Jeżeli dyrekcja się zgodzi, to oni wszystko zorganizują.
Wiem, że film i fotografia bardzo ich ciekawi, fascynuje. Kombinowali również coś z bębnami.

Czyli się urodziło, co się miało urodzić.

Tak i trochę żałuje, że ten projekt się kończy. W każdym razie wiem, że dało nam to dużo nawzajem. Omawialiśmy, dyskutowaliśmy, wspólnie się radziliśmy. To też sprawiało, że oni się bardziej interesowali naszymi wspólnymi działaniami. Mimo, że warsztaty odbywały się w soboty od 9 do 16, przychodzili. Mimo bogatego życia towarzyskiego.

rozmawiała Ewa Majdecka

 

Materiał wytworzony w ramach projektu zrealizowanego w programie Akademia Orange.