Telewizja przyjechała

projekt koordynowany przez Daniela Kęskę (MMK), 28 maja 2010, Płońsk

„Telewizja przyjechała” czyli powiedz z czego jesteś dumny.

Z Danielem Kęską rozmawialiśmy tuż po finale w Płońsku jego projektu „Telewizja przyjechała”. O co chodzi z tą telewizją? To sposób Daniela na rozruszanie mieszkańców małych miasteczek. „Myślę, że jest potrzebne takie miejsce, gdzie ludzie mogą się otworzyć, pokazać, że w życiu każdego człowieka są takie pozytywne aspekty i każdy może się czymś pochwalić.” O tym czy udało mu się stworzyć takie miejsce czytajcie w wywiadzie.

 

Nastąpił finał w Płońsku. Jak się czujesz?

Trochę mi ulżyło. Na początku było ciężko – brzydka pogoda, dosyć duże problemy z frekwencją. Ale było również parę pozytywnych akcentów, które dały nam siłę do jutrzejszego (finału w Tarczynie) działania. Przyszły osoby, które wcześniej robiły sobie zdjęcia, przyszedł nasz niepowtarzalny Pan Edward. Wszystkie te osoby dodały nam sił.

A kim jest Pan Edward?

Pan Edward Sosnowski to pan z naszego fotokastu, który w swoim życiu zdobył 7 zawodów i w ogóle ma bardzo ciekawe życie. Polecam jego biografię. Pewnie można go wygooglować. Ale nie sprawdzałem tego jeszcze…
Pan Edward był w całej  Polsce. Jest kluczową postacią dla naszego fotokastu.

Fotokast opierał się na pytaniu do ludzi z czego są dumni. Skąd pomysł na to, żeby zapytać właśnie o to?

To był długi proces. Kiedy mieliśmy warsztaty w „ę” na jesieni to wtedy bazowe pytanie brzmiało „co ci dobrze wychodzi w życiu?”. W końcu pomyślałem, że można to jeszcze podkręcić, coś ciekawszego wydobyć z ludzi. Żeby pytanie było jednocześnie ogólne, ale również, żeby wymagało od ludzi uruchomienia kreatywności, żeby coś wymyślili, jakoś postarali się uaktywnić swoje szare komórki. Później stworzyłem listę takich pytań – zdecydowaliśmy się w końcu na to.

Na dzisiejszy pokaz przyszedł chłopak, który zapytał się jaki jest właściwie cel tego projektu. Jaki Ty widzisz cel?

Można to równie interpretować. Dla mnie to jest możliwość jaką dajemy ludziom, którzy mogą się wypowiedzieć, powiedzieć czego chcą. Ważne jest, aby się pochwalili, bez żadnych zahamowań – że mają super dom, rodzinę, dzieci albo super psa, albo że dostali dwójkę z WFu – cokolwiek. Myślę, że jest potrzebne takie miejsce, gdzie ludzie mogą się otworzyć, pokazać, że w życiu każdego człowieka są takie pozytywne aspekty i każdy może się czymś pochwalić. Musi tylko chwilę pomyśleć. Ze wszystkiego da się wyciągnąć jakieś pozytywy.

Myślisz, że to wynika ze stereotypu narzekającego Polaka? Stąd Twój pomysł? Chciałeś to jakoś przełamać?

To też. Poza tym w małych miasteczkach wydaje się, że oprócz imprez masowych typu „browar, kiełbasa” nie dzieje się za dużo. Nie ma ambitnych projektów.
Jednak nawet gdy mieliśmy problemy z frekwencją, ciężko było nam namówić ludzi, aby wzięli udział w naszym projekcie – nie załamywaliśmy się. Staramy się działać dalej, wiemy, że to było typowe dla małych miasteczek.
Nasza akcja to jest taką cegiełką Trzeba dalej kuć tą skałę – może za 50 lat się coś wyrzeźbi.
Jeżeli jedna osoba wyciągnie coś pozytywnego, to jest to nasz sukces. Ile radości daliśmy przykładowo Panu Edwardowi. Jak bardzo się cieszył, że mógł się wypowiedzieć.

Pytacie się ludzi z czego są dumni. A czy Wy sami zadajecie sobie to pytanie?

Tak, starałem się odpowiedzieć na to pytanie. Nie ukrywam, że jest bardzo trudne. Ja jestem dumny z siebie, że cały czas staram się rozwijać na różnych polach i przezwyciężać swoje ograniczenia. Nie jestem wspaniałym menadżerem, organizatorem, ale dzięki temu projektowi staram się to przełamywać i przezwyciężać siebie. To właśnie sprawia, że jestem z siebie dumny.

Ale to nie jest łatwe pytanie, prawda?

Z pozoru jest ono banalne i proste. Jednak po głębszym zastanowieniu się… Trzeba się naprawdę dobrze zastanowić, żeby nie powiedzieć czegoś banalnego.

Na początku mieliście kłopot z zachęceniem ludzi do wzięcia udziału w Waszym projekcie. To jest pewnego rodzaju nowatorska akcja.

Gdzie byśmy tego nie robili, to jest to nowatorskie.

Tak, to prawda. Co odpowiadali Wam ludzie, którzy się nie zdecydowali?

Było tak, cytuję: „eee nie mam czasu”, „śpieszę się”, najczęstsza odpowiedź to: „nie, bo źle wyjdę na zdjęciu, klisza pęknie”, „nie, nie mam nic do powiedzenia”, „nie jestem z niczego dumny”. Jeżeli ktoś mówił, że pęknie klisza, to mieliśmy przygotowany tekst, że nie robimy zdjęć na kliszy, ale na aparacie cyfrowym. Ludzie bali się.

Udawało się Wam jakoś ich przekonać?

Każdy człowiek występujący w naszym fotokaście jest ciężko przez nas „wypracowany”. W Płońsku zdarzyło się tak pod koniec dnia, że ktoś przyszedł z własnej woli. Każda z pozostałych osób to jest nasza ciężka praca –  Agnieszki, Justyny oraz Adama. Praca w nakłanianiu ludzi. Drukowaliśmy ulotki, wychodziliśmy do każdego, opowiadaliśmy o tym, co robimy. Gdybyśmy sami się bardzo nie postarali, usiedli pod naszym namiotem, to prawdopodobnie nagralibyśmy z pięć osób. To była bardzo ciężka praca.

A jak oceniasz efekt? Biorąc pod uwagę, jak ciężka była to praca, ile Was to kosztowało, jak było to dla Was trudne – jak podoba Ci się fotokast, który powstał?

Do fotokastu mamy pewne uwagi – wiemy co nakręciliśmy. Fotokast sam w sobie podoba mi się, jest super. Są tam pewne mankamenty, które można byłoby poprawić, ale nikt o tym nie wie, tylko my. Wiemy, że publiczności może się to podobać, ponieważ nam też się podoba.

Zaczęliście kuć tą cegiełkę - jak powiedziałeś na początku. Wiem, że macie pomysł, mimo tego, że było trudno, postarać się kuć ją dalej i pojechać z tym projektem w Polskę.

Tak, już jesteśmy znieczuleni. Nikt nas nie wzruszy. Musimy zdobyć sponsorów, chętne do współpracy miasta. Organizowanie takiej akcji jest poważniejszą sprawą organizacyjną. Teraz z doświadczenia już wiemy, że trzeba przyjechać do miasta, zbadać, gdzie jest najbardziej ruchliwe miejsce. Zwrócić się np. do burmistrza, aby mieć na miejscu kogoś zaufanego. Trzeba zrobić porządny research. Tutaj w Płońsku nie zrobiliśmy tego, później to wyszło. Mimo to, było w porządku.

Masz już pomysł na miasta, które chciałbyś odwiedzić? Chciałbyś jeździć z tym projektem do małych miast czy raczej do tych większych?

Nie, my jesteśmy komercyjnych przedsięwzięciem – kto nas weźmie, tam pojedziemy. Tak jak już powiedziałem – nasz projekt jest nowatorski, gdzie go nie zorganizujemy i tak będzie czymś nowym. Agnieszka prowadzi akcje sąsiedzkie w Warszawie. Stwierdziliśmy, że tam ludzie też mają potrzebę wypowiedzenia się. Bez wątpienia w małych miastach byłoby trudniej, ale też warto coś takiego tam organizować. Poza tym w małych miastach jest niepowtarzalny klimat – choćby tu w Miejskim Centrum Kultury.

Mówisz, że ludzie potrzebują przestrzeni do wypowiedzenia się.

Tak, ale musimy się najpierw przebić przez taką skorupkę. Ludzie mają potrzebę, ale jednocześnie wewnętrzną nieśmiałość. Boją się, że ktoś coś powie, komuś się nie spodoba. Jak to przezwyciężymy, to widać, że niektórzy się otwierają.

To wynika z nieśmiałości czy z tego, że ktoś może coś o nich powiedzieć?

Myślę, że te przyczyny się łączą ze sobą, tylko proporcje są różne u różnych ludzi.

Opowiedz coś o osobach, z którymi współpracowałeś. Nie zorganizowałeś tej akcji sam.

Nie, absolutnie. Ja jestem najmniej ważną osobą. Gdyby nie moja ekipa, to projekt byłby stertą kamieni. Nic by się nie odbyło. Miałem niesamowite szczęście, że znalazłem taką grupę. Mam Adama, który dzisiaj tutaj ze mną jest, który zrobił ten cudny fotokast, który robi niesamowitą robotę PRową, DJską, zorganizował busa, którego mieliśmy na początku. Tak samo bezcenna jest Agnieszka, która organizuje inicjatywy sąsiedzkie, ma super kontakt z ludźmi. W bezpośrednim kontakcie z nimi potrafi ich jakoś zachęcić, podejść. Ma dla nas wszystkich wiele cennych uwag merytorycznych, ma większe od naszego doświadczenie w takich projektach. I Justyna, która przygotowała nasz plakat oraz zrobiła większość wykorzystanych w fotokaście zdjęć. Gdyby jej nie było, było by nam bardzo ciężko. Stworzenie tego materiału to intensywna praca nas czworga.

Właśnie w tym kolektywie chcielibyście kontynuować ten projekt? Czy masz może w planach rozszerzenie tej grupy?

Chciałbym, żebyśmy robili to w obecnym składzie. Pytanie czy wszyscy będą mogli, będą dostępni. To wszystko zależy jedynie od chęci oraz kwestii technicznych. Na chwilę obecną większość zespołu jest zdecydowana kontynuować pracę.

Projekt miał dać możliwość wypowiedzenia się ludziom. A co ten projekt Wam dał?

Ja zdobyłem nowe doświadczenia interpersonalne. Każdy z grupy musiałby się wypowiedzieć osobiście. Agnieszka, która ma doświadczenie w takich akcjach, była bardzo zaskoczona lękiem, obawami, które ludzie mają przed wypowiedzeniem czegokolwiek. Mają duży dystans do takich akcji. Jej pokazało to, co się dzieje w małych miasteczkach. Dlatego ona chciałaby kontynuować akcję w małych miastach, żeby coś dać tym ludziom. Rozmawiać z nimi, aby się otworzyli.
Co do reszty, trudno mi się wypowiedzieć. Fajnie byłoby zrobić wywiad grupowy. Rozmawiasz ze mną, ponieważ byłem na warsztatach w „ę”, ale po naszej kwietniowej akcji jesteśmy zespołem. Mam decydujący głos, ale każdy z nas robi coś ważnego.

Takie jest jednak zadanie menadżera, jakkolwiek go rozumieć. Ważne jest zebranie wokół siebie ludzi i tworzenie takiego teamu. Ten film by się nie stworzył, gdyby nie Ty.

Pomyśl proszę o przyszłych Młodych Menadżerach Kultury albo osobach, które zainteresują się Waszymi działaniami i chciałyby robić coś na własna rękę. Dlaczego warto robić takie rzeczy?
           
To jest bardzo cenne dla każdego człowieka, ponieważ każdy zdobywa jakieś osobiste doświadczenie, odkrywa lub uzmysławia sobie coś innego. Nie sposób przejść przez taki projekt bez żadnych doświadczeń. Poza tym to jest niesamowity moment w życiu, w którym można spotkać się z tyloma ludźmi, poznać ich opinie, przetestować samego siebie. Takie doświadczenie może przełożyć się na inne aktywności.

A z czym trzeba się liczyć? Jakie trudności mogą nadejść?

Trudności jest bardzo wiele. Mieliśmy też konflikty w grupie. Trzeba się z tym jednak liczyć. Zawsze na początku coś jest nie tak. Albo nam zwiewało namiot, albo miejsce wydawało nam się niedobre. Ale każdy kolejny raz może być już lepiej zorganizowany, przemyślany.

A co jest najważniejsze? Bez czego nie da się działać?

Najważniejsze? Osoby, z którymi się współpracuje, takie, na których można polegać. Wszyscy muszą „czuć projekt”.
Druga sprawa wynika z pierwszej. Trzeba mieć zapał. Jeżeli się nie ma, każdy napotkany problem będzie powodem do przerwania akcji. Nie można tak. Trzeba dalej kuć tą skałę, aż się wyrzeźbi piękny pomnik.

rozmawiała Ewa Majdecka

 

Materiał wytworzony w ramach projektu zrealizowanego w programie Akademia Orange.