projekt koordynowany przez Sylwię Skupiewską, styczeń - maj 2011, Sępólno Krajeńskie
Nazwa projektu: Bajkowy Fotoplener, czyli akcja włącz wyobraźnię Koordynator: Sylwia Skupiewska Osoba wspierająca projekt: Lucyna Welka Nazwa biblioteki: Biblioteka Publiczna w Sępólnie Krajeńskim Termin: styczeń - maj 2011 Adres strony internetowej: bajkowyfotoplener.blog.onet.pl
Bajkowy Fotoplener to myląca nazwa. Cały projekt Sylwii i Lucyny jest bardzo skomplikowany, a rzeczony fotoplener to tylko jeden z jego licznych elementów. Całość składa się z trzech cykli (Zima, Wiosna, Lato), każdy cykl zaś - z kilku cotygodniowych spotkań. Każdy cykl oparty jest na innej metodzie i prowadzi go inna osoba. Zanim pojąłem złożoność konstrukcji Bajkowego Fotopleneru minął dobry kwadrans...
I tak: Zima to warsztaty muzyki i tańca, które poprowadziła Agata Gatza; Wiosna to głównie zajęcia plastyczne, prowadzone przez Mateusza Hoppe; Lato, to teatr z panią Lucyną, która w tym cyklu występowała zarówno w roli organizatora jak i animatora. Do tego wizyty Latających Animatorów i jeszcze Wielki Finał w Dzień Dziecka nie tylko dla samych uczestników projektu, ale dla wszystkich maluchów i ich rodzin z Sępólna Krajeńskiego oraz okolic. Działo się!
Przyjechałem do Sępólna w dniu ostatniego fotopleneru, wieńczącego cykl Lato. O 9:00 rano pod biblioteką zebrał się pokaźny tłum - kilkanaście dzieciaków, każdy przynajmniej z jednym rodzicem czy opiekunem, ale niektórzy przyjechali całymi rodzinami. Gdy wszyscy się zebrali, karawana samochodów ruszyła do pobliskiej stadniny koni, gdzie odbył się fotoplener w konwencji dzikiego zachodu. Maluchy w strojach kowbojów i Indian pozowały do zdjęć, były też rodzinne portrety i krótki spacer.
Po sesji przyszła pora na bardziej aktywną działalność. Sylwia i Lucyna podzieliły dzieci na dwie grupy: jedna słuchała bajki, a następnie szukała skarbu z panią Lucyną, druga, wyposażona w aparaty, poszła z Sylwią na plener. Każdy maluch dostał zadanie: - Zosia sfotografuje kurę, Oskar pompę, a Ola żółty kwiatek - zaordynowała Sylwia. Dzieciaki dziarsko wzięły się do roboty, a po wywiązaniu się z zadań fotografowały się wzajemnie.
- To już ostatni punkt projektu. Nie wiem jak my się rozstaniemy... - martwi się Sylwia. Póki co cała grupa szukała zapomnienia w kiełbaskach pieczonych na ognisku i świeżych truskawkach.
Tomek Kaczor
Zdjęcia - Tomek Kaczor
O wychodzeniu obronną ręką z niejednej opresji i animowaniu życia rodzinnego
Tomek Kaczor:Skąd pomysł na to, żeby robić Bajkowy Fotoplener? Sylwia: Kiedy zgłaszałam się do projektu wiedziałam, że chcę robić coś z fotografią i dla małych dzieci. Po wizycie w Warszawie i zastrzyku inspiracji wszystko się bardziej skonkretyzowało.
Lucyna: W drodze powrotnej z Warszawy w 4 godziny obgadałyśmy w pociągu prawie wszystko i jak dojechałyśmy do Sępólna, to już praktycznie miałyśmy gotowy pomysł na projekt. Potem to była już tylko kwestia przelania tego na papier.
Tomek: A jak na siebie trafiłyście? Sylwia:Kiedy się zgłosiłam do biblioteki, to pani dyrektor zaprowadziła mnie do bibliotekarek. Wybrałam Panią Lucynę, bo jest najaktywniejsza. W dodatku miała coś wspólnego z fotografią i z teatrem, więc złożyło się idealnie. Wybór był prosty.
Lucyna:Biblioteka ma w Sępólnie pewną renomę. Jak coś się tam organizuje, to przeważnie można się spodziewać, że będzie fajne. Nie jest miejscem stagnacji. Od 10 lat organizujemy wakacje dla dzieci - wszystko dzięki projektom! Są spotkania autorskie, teatr, oprócz wypożyczania można też kupić książki, bo mamy swoją księgarnię Program Rozwoju Bibliotek dla nas pojawił się pewnie z 10 lat za późno. Choć i tak oczywiście zawsze się uczymy czegoś nowego.
Tomek: Czy dużo miałyście pracy z przygotowaniem? Jak to wyglądało ze strony organizacyjnej? Sylwia: Pracy było sporo i w konsekwencji rola opiekuna i animatora niejako się pozlewały i każda z nas zajmowała się trochę tym, trochę tamtym. Dobrze, że każdy cykl prowadziła jeszcze jakaś osoba z zewnątrz, bo to było dla nas bardzo potrzebne odciążenie i ułatwienie.
Tomek: Dziś wszystko wyglądało na medal, ale czy w toku realizacji projektu miałyście jakieś trudności? Sylwia: To zabawne, bo prawie przy każdym cyklu miałyśmy takie komplikacje, że nie wiedziałyśmy, czy uda się kontynuować projekt. W pierwszym i drugim cyklu osoby prowadzące znalezione zostały praktycznie w ostatniej chwili. Pech chciał, że obie animatorki, z którymi byłyśmy umówione, tuż przed warsztatem lądowały w szpitalach. Na szczęście zawsze się znajdowało fajne zastępstwo.
Tylko pani Lucyna nie uległa tej klątwie i bez szwanku poprowadziła trzeci cykl... (śmiech)
Jeszcze inny problem był z wolontariuszkami... Miały prowadzić taki fotoreportaż z zajęć, ale zmienił się termin warsztatów i nie udało się nam z nimi zgrać terminowo. Ale za to po drugim cyklu odezwała się do nas Sonia, która przeczytała w prasie o naszych warsztatach i spytała czy mogłaby przychodzić i robić dokumentację. Sonia jest gimnazjalistką, interesuje się fotografią, więc po warsztatach spotykam się z nią, oglądamy jej zdjęcia i sobie o nich rozmawiamy. Poza tym pracuje razem z Asią, która robi nam profesjonalną dokumentację i przy okazji też się uczy. Fajnie, że się do nas zgłosiła, bo odciążyła mnie z przygotowywania sprawozdania z każdego spotkania, a sama też korzysta.
Tomek: Odniosłem dziś wrażenie, że Wasz projekt jest w takim samym stopniu skierowany do dzieci jak i do rodziców. Dzieci mają rozrywkę, ale Wy animujecie taką rodzinną sytuację. Nie wiadomo, czy gdyby zostali w domu, to spędzaliby wspólnie czas. Sylwia: Tak, o to też nam chodziło. Żeby pokazać rodzicom inny rodzaj wspólnego spędzania czasu.
Lucyna: Były dwa wyjścia: albo rodzice będą siedzieć pod ścianą i patrzeć na zajęcia, albo sami włączą się do zabawy. Ta pierwsza sytuacja jest oczywiście niedobra, bo prowadzący czują się lustrowani. Dlatego od początku planowałyśmy zabawy w taki sposób, żeby było w nich miejsce zarówno dla dzieci jak i ich rodziców. To nam dodatkowo ułatwiało sprawę, bo rodzice opiekowali się dziećmi i my nie musiałyśmy mieć oczu dookoła głowy, tylko mogłyśmy skupić się na swojej pracy. Zresztą trafiła nam się wspaniała grupa i dzieci, i rodziców. Oni też nam bardzo pomagają. Mamy na przykład zaangażowały się do przygotowywania zdjęcia na wystawę.
Tomek: Czy czujecie, że coś się zmieniło po Waszym projekcie? Sylwia: Ja mam inne podejście do dzieci. Czuję, że jak ich nie ma, to jest taka pustka wokół. Wcześniej tak nie było. Nie potrafiłam z nimi rozmawiać, a teraz wiem jak je nakłonić do działania.
Lucyna: Nie wiadomo ile te dzieci zapamiętają z samych zajęć o fotografii, ale ważne, że pokazało się rodzicom alternatywne sposoby zabawy. No i to, co się jeszcze rzadziej zdarza, że na zajęcia chodziły nie tylko mamy z dziećmi, ale też tatusiowie! I dobrze się bawili.
Tomek: Czy myślicie nad jakąś kontynuacją projektu? Sylwia: Nic nie planowałyśmy, ale chciałabym, żeby udało się to robić spontanicznie. Na to, żeby spotkać się wspólnie, poczytać bajki i porobić zdjęcia, nie potrzeba żadnych specjalnych dofinansowań. Wystarczy chwila wolnego czasu i dobre chęci.