Każdy może być dobrym performerem

tekst: Olga Mickiewicz, 2011

Każdy może być performerem, wystarczy tylko chcieć - o grupie Performeria Warszawy opowiadają Sebastian Świąder i Tomasz Grabowski.

Olga: Na waszej stronie internetowej można przeczytać, że zaczęliście działać razem kilka lat temu, kiedy spotkaliście się na warsztatach w Instytucie Teatralnym. Warsztaty się skończyły, a Performeria istnieje nadal, jako nieformalny kolektyw artystyczny. Spodobało wam się!

Sebastian: Kiedyś na studiach pisałem pracę na temat teatru naturalnego, czyli takiej sytuacji, w której normalny człowiek dystansuje się od tego, co widzi i zaczyna odbierać rzeczywistość jak teatr. Pracowałem wtedy w Instytucie Teatralnym i poznawałem nowe metody pracy z amatorami, kiedy uczestnik nie musi mieć wiedzy, którą ma aktor w teatrze. Wystarczy być i chcieć, mieć swoją historię, biografię i z tych rzeczy buduje się struktury teatralne. Efekty wcale nie są gorsze od tego, co aktor buduje na scenie. Wydało mi się to bardzo ciekawe - chciałem zwołać grupę ludzi i opracować jakąś odpowiedź na to, co miasto nam komunikuje.

Tomasz: To miało być jednorazowe działanie, takie praktyczne badanie.

Sebastian: Tak, w ramach tych warsztatów odbyły się zajęcia teatralne i etnograficzne. Staraliśmy się doświadczać miasta inaczej, niż na co dzień. Wszystkie te zajęcia doprowadziły do jednego performatywnego dnia - całą grupą robiliśmy mikro spektakle, np. powitaliśmy rano Warszawę, na stacji metra, w piżamach i szlafrokach, z kubkami kawy w dłoniach. Zazwyczaj rano w metrze widzi się ludzi, którzy zasypiają w drodze do pracy. Kiedy zauważaliśmy takie osoby, podbiegaliśmy do nich i zasypialiśmy razem z nimi.

Tomasz: Nawet na ziemi, pod nogami tych ludzi! Podchodziły do nas różne osoby, pytały czy to jakiś flash mob, a my udawaliśmy, że nie wiemy, o czym oni mówią. Robiliśmy potem jeszcze wiele różnych akcji, wprowadzaliśmy dodatkowe elementy. To był tak fascynujący dzień, że naturalne było pojawienie się pytania: co dalej.

Sebastian: Spotykaliśmy się więc także po zakończeniu projektu, a każdy z nas wnosił coś nowego do działań Performerii - możliwości wykorzystania tańca, muzyki, fotografii.

Olga: Jak powiedzieliście na początku - w performens może się zaangażować każdy, nawet bez znajomości technik.

Tomasz: Tak, ja jestem przykładem takiego naturalnego performera. Na warsztatach teatralnych byłem raz, nie miałem żadnego pojęcia o reżyserii. Nie jestem nawet humanistą (śmiech). Każdy może być performerem, wystarczy tylko chcieć.

fot. www.performeria.blogspot.com

Olga: Ale jakieś umiejętności trzeba chyba mieć - prowadzicie przecież warsztaty, mówicie o rozwoju. Co trzeba umieć, żeby być dobrym performerem?

Sebastian: Tu nie chodzi o umiejętności, ale o przestawienie sobie w głowie pewnych przełączników. Trzeba zmienić sposób patrzenia - odkleić codzienne czynności od ich znaczenia i spojrzeć na nie jak na choreografię. To właśnie jest podstawą - działanie człowieka, przede wszystkim działanie fizyczne.

Tomasz: Byłem ostatnio we Wrocławiu, przechodziłem przejściem podziemnym na Stare Miasto. Tam zawsze siedzi na krzesełku starsza pani z psem i zbiera pieniądze. Teraz też ją minąłem. Wychodzę z drugiej strony, a tam znowu ona! Kiedy przyjrzałem jej się uważniej, zobaczyłem, że to jakaś inna kobieta, bardzo podobna do tej pierwszej. Pomyślałem, że to już był naprawdę mocny performens!

Sebastian: Chodzi o to wybudzenie z rzeczywistości, kiedy zauważasz, że coś tu nie gra, coś staje się znaczące dla ciebie.

To jest właśnie przepis na performens - bierzesz proste działanie z życia i jakoś je wybijasz z rzeczywistości. Można je na przykład zmultiplikować - kiedy jedna osoba szuka kluczy, to nic nie znaczy, ale jeżeli w tym samym czasie robi to dwadzieścia osób - to można już w tym odnaleźć jakąś wartość estetyczną.

Olga: I być bardziej świadomym odbiorcą miasta?

Sebastian: Tak, zdecydowanie! Ważny jest też element zaskoczenia, naturalności. Perfomensy, na które widzowie przychodzą do galerii, w umówione miejsce, o określonym czasie, dla mnie są sztuczne.

Tomasz: To czy coś jest teatrem, nie zależy od czyjegoś zamysłu, tylko od tego, czy znajdzie się widz. Jeżeli dziesięć osób powtarza jakąś czynność, ale nikt na to nie patrzy, to właściwie nie ma o czym mówić.

fot. www.performeria.blogspot.com

Olga: Niektóre wasze akcje są bardzo skomplikowane, składają się z wielu elementów, skąd czerpiecie pomysły?

Tomasz: Często sami nie wiemy, jaki będzie efekt końcowy. To, jaki dana akcja ma kształt, wynika z naszej wspólnej pracy.

Sebastian: To nie jest tak, że nasze pomysły są jakoś wyjątkowo odkrywcze. Większość została wymyślona przez performerów w latach 70., ale jeżeli sami do nich dochodzimy, to sprawia nam to ogromną radość.

Sporo rzeczy opracowujemy w trakcie akcji. Na przykład ostatnio zrobiliśmy performens, który polegał na tym, że niosłem garnek kredy, przewracałem się, a koleżanka wybiegała z bramy obok i odrysowywała mój kształt, jakbym był denatem. Okazało się, że ta akcja jest zbyt mocna. Ludzie podchodzili i pytali, czy wezwać karetkę albo policję, a ja czułem się idiotycznie, bo zamiast leżeć bez ruchu, musiałem ciągle wszystkich uspokajać, że nic mi nie jest. Teraz pracujemy nad tym, co zrobić, żeby ten performens był mniej realistyczny. Ale podeszły też do nas wtedy dwie osoby, dla których to, co zrobiliśmy, było fantastyczne.

Olga: Byłam pewna, że ludzie będą obserwować takie rzeczy raczej z dystansem. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że podobne sytuacje są wykorzystywane na przykład w reklamie. I nie reagujemy, bo mamy dość nachalnej promocji, albo boimy się, że ktoś zabawi się naszym kosztem.

Sebastian: Nie, ludzie bardzo angażują się w nasze akcje. Na tym polega siła perfomensu - to nie teatr, gdzie aktor po przedstawieniu kłania się i znika za kulisami. Performens jest świetną okazją do spotkania z drugim człowiekiem. To było widać na przykładzie akcji zorganizowanej wspólnie z Domem Spotkań z Historią, kiedy urządziliśmy coś na kształt demonstracji. Ludzie rzucali się na ziemie razem z nami, nie przejmując się tym, że niszczą ubrania. Biegli, nie wiedząc dokąd. To było niesamowite! Do głosu doszedł instynkt.

Olga: Czy wy w ogóle odczuwacie czasem jakiś wstyd? Krępujecie się głośno krzyczeć, upadać, robić jakieś dziwne rzeczy?

Tomasz: Oczywiście, mamy mnóstwo oporów, cały czas z nimi walczymy, zwłaszcza przy jakichś dziwacznych rzeczach.

Sebastian: Wiemy jednak, że jesteśmy grupą i że przyjmujemy pewną formę. To tak jak w teatrze, przecież nie robisz tego naprawdę, tylko grasz. Poza tym warto do wszystkiego dochodzić metodą małych kroków. Najpierw usiąść, położyć się na chodniku. Zaczepić obcą osobę. Potem można sobie zrobić ćwiczenie w grupie - każdy losuje kartkę z jakimś zadaniem. Na przykład musi pójść na podwórko, na którym nigdy nie był i głośno krzyknąć. Albo schować się tak, żeby nikt go nie widział.

Czasem po takich ćwiczeniach ludzie tak się rozkręcają, że musimy ich hamować, żeby nie zrobili za dużo. Tak jak mówiliśmy - wszystkiego można się nauczyć.

 

Olga Mickiewicz