Imieniny Polski

Czy możemy w jakiś sposób skorzystać społecznie na... mistrzostwach piłki nożnej? Co Polacy myślą o sobie nawzajem? Kiedy Polska obchodzi imieniny? Na te pytanie odpowiada socjolożka Ola Gołdys z Projektu Społecznego. (przygotowała Olga Mickiewicz)

Skąd pomysł na akcję Imieniny Polski?

Takie imprezy są dobrą okazją do promowania kraju, który jest gospodarzem. Polacy sami o sobie bardzo źle myślą, a żeby zrobić dobrą kampanię "na zewnątrz" najpierw trzeba dobrze myśleć o sobie "wewnątrz".

W ramach Projektu Społecznego zrobiliśmy badania na temat opinii Polaków na własny temat. Wyniki nas przeraziły - kiedy zapytaliśmy Polaków o to, jacy są Polacy generalnie - wymieniali listy wad. Z drugiej strony - na temat rodziny, znajomych mówią bardzo dużo dobrego, ich doświadczenia nie potwierdzają tych surowych opinii.

Pomyśleliśmy więc, że żeby jakoś to przepracować, wzmocnić pozytywne opinie na własny temat - stworzymy okazję do wspólnego świętowania. Długo myśleliśmy nad koncepcją i doszliśmy do wniosku, że Polaków trzeba promować i wzmacniać jako społeczeństwo, nie jako naród. Zazwyczaj, kiedy posługujemy się kategoriami Polska, polskość - włączają się w to jakieś konteksty polityczne, historyczne, kontrowersyjne i konfliktowe. Nie ma tam miejsca na to, żeby świętować to, że jesteśmy społeczeństwem - czymś funkcjonalnym, współczesnym, bez tego bagażu z tyłu.

Czwarty czerwca - bo wtedy właśnie będziemy obchodzić imieniny - to rocznica pierwszych demokratycznych wyborów. Mogliśmy wtedy zrobić coś razem, wybrać coś nowego, zmieniliśmy imię, bo już nie byliśmy PRL-em, tylko Rzeczpospolitą - ale szczerze mówiąc, ta rocznica nie jest w tej akcji tak istotna. Tak naprawdę, tylko w tym roku jest to akurat 4 czerwca - w kolejnych latach chcemy po prostu, żeby była to ciepła, czerwcowa sobota.

Jak będą wyglądać imieniny w tym roku?

Chcieliśmy zmienić takie klasyczne myślenie o evencie, urządzanym na zasadzie: zapraszamy artystów, ludzie przychodzą, klaszczą i idą do domów. My chcemy to zrobić na zasadzie "zrób to sam". Dajemy tylko okazję. Chcesz świętować, podoba ci się ta idea - zrób to tak, jak ci wygodnie.

My, jako Projekt Społeczny będziemy istnieć tylko do 2012 roku. Powstaliśmy z okazji przygotowań do Euro 2012. Nie musimy się więc promować, wyrabiać sobie marki - tym bardziej więc chcemy, żeby ludzie robili coś razem, spontanicznie, oddolnie. Takie rzeczy już się dzieją, zwłaszcza latem - my chcemy je zamknąć jakąś klamrą i wykorzystać do przepracowania tego negatywnego stereotypu na własny temat.

Chodzi więc o to, żeby 4 czerwca (i później) działo się jak najwięcej małych rzeczy, wymyślanych przez ludzi, niekoniecznie przez organizacje. Dostaliście już jakieś sygnały, jakie akcje na przykład zostaną zorganizowane?

Ktoś w Katowicach powiedział, że posprząta las wokół własnej działki. Skrzyknie znajomych i razem to zrobią. Głęboko wierzę w to, że ludzie nie muszą się takich rzeczy uczyć od innych, działać w organizacjach, że jeśli da się jakiś impuls do działania - sami to zrobią.

Nie chcemy nikogo rozliczać, sprawdzać - o większości tych działań pewnie nawet się nie dowiemy. Zostaną zorganizowane w małej grupie, bez kosztów - i o to właśnie chodzi!

W wymyślaniu projektów społecznych na pewno przewagę mają socjologowie? Łatwiej im postawić diagnozę, jaki projekt rzeczywiście jest potrzebny.

Socjologowie są teoretykami. Akcję wymyśliliśmy my, to prawda - ale bardzo pomogła nam firma eventowa, do której poszliśmy, i która powiedziała nam, co jest fajne, a z czego powinniśmy zrezygnować.

Przydały się jednak na pewno przeprowadzane przez nas badania. Okazało się na przykład, że w Polsce nie ma kultury pracy zespołowej. To na pewno można połączyć z wynikami badań, które mówią o tym, co Polacy myślą o sobie. Skoro myślimy o innych źle - to nie chcemy robić ani czegoś dla nich, ani z nimi. Dlatego chcieliśmy wymyślić akcję, która byłaby takim treningiem ze współpracy.

Z innych badań wynika, że w Polsce brakuje sposobów na zachowywanie się we wspólnej przestrzeni. Wracamy z zagranicy i cieszymy się: tam wszyscy byli tacy sympatyczni, ludzie uśmiechają się do siebie na ulicy.

To się bierze z kompleksów czy nieufności?

Z nieufności. Wychodzimy z założenia, że nie opłaca nam się marnować uśmiechów na byle kogo. Dlatego nie czujemy się swobodnie w relacjach z innymi.

Byłam ostatnio na konferencji, której prowadzący zarządził na początku trzyminutowy czas na poznanie się i wymianę wizytówek. Ludzie siedzieli nieruchomo i nie bardzo wiedzieli, co ze sobą zrobić.

W jednym z wywiadów pewna pani opowiadała, jak wsiadła do autobusu i okazało się, że nie ma przy sobie portfela. Podeszła do niej kobieta i oddała jej swój bilet. Nasza respondentka czuła się zakłopotana: co ona o mnie pomyśli, jak ja jej oddam pieniądze ze ten bilet. Nie cieszyła się z sytuacji, która była przecież niezwykle pozytywna!

Powodów tego jest dużo. Na pewno jednym z głównych jest fakt, że ciągle nas ktoś krytykuje. Eksperci w mediach, publicyści, nauczyciele - rzadko nas ktoś chwali, mówi o tym, co się udało.

Dużo więc jeszcze mamy jako społeczeństwo do zrobienia, ale wierzę, że uda się to wszystko przepracować.

Wywiad przygotowała Olga Mickiewicz